piątek, 25 kwietnia 2014

19. "..a teraz mnie pocałuj, bo moja matka patrzy." (część 1)

Zostawiłam go tam bez żadnych wyjaśnień.. Po prostu wybiegłam.. Może się martwi.. ale nie dzwoni, nie pisze, wiec chyba jednak nie.. Jak by się martwił to pewnie próbował by się dodzwonić, prawda?! Ale, ale.. on nie dzwoni, nawet głupiego SMS-a nie napisał.. Może on jednak chciał mnie tylko wykorzystać.. Nie! On taki nie jest! Carol, skończ już!

Starając się przestać o nim myśleć, zaczęłam się pakować i zastanawiać czym moja matka uwierzy, że jestem z Justin'em. Jego rodzice uwierzyli, więc może moim też się na to nabiorą.

Nie mogłam pozbyć się z moich myśli Eric'a. Ja musiałam mu to wyjaśnić. Nie dawało mi to spokoju. Nie patrząc na to, że jest już po dwudziestej pierwszej, wsiadłam w samochód i pojechałam do jego mieszkania. Wysiadając z samochodu, zaczęłam myśleć, że jednak źle zrobiłam przyjeżdżając. Powinnam najpierw zadzwonić i dowiedzieć się czy w ogóle jest w domu i czy chce ze mną porozmawiać... Więcej już nie rozmyślając, ruszyłam w kierunku klatki, która na moje szczęście była otwarta. Po chwili byłam już w windzie, która zdecydowanie za szybko wjechała na piętro Eric'a. Stanęłam przed drzwiami jego mieszkania i zadzwoniłam.
I oto on. Otworzył mi drzwi, w dość nie pasującym do niego stroju. Pierwszy raz widziałam go w zwykłej koszulce w serek i jeansach. Chyba był w szoku, że tu się pojawiłam, bo nie miał zbyt wesołej miny.
- Hej..
- Cześć - odpowiedział, odkaszlując.
- Ja chciałam..
- Wiesz, to nie jest odpowiedni moment.. Po prostu nie jestem teraz sam..
- Aa.. Dobrze, przepraszam za najście. - nie czekając na odpowiedz, szybko zbiegłam po schodach i wybiegłam z budynku..
Co on sobie kurwa myśli...?
Wsiadłam do samochodu i jak najszybciej pojechałam do mieszkania, powstrzymując łzy które cisnęły mi się do oczu. Gdy wróciłam, od razu położyłam się spać z myślą czy ja na prawdę jestem, aż tak beznadziejna?

Obudził minie dzwonek do drzwi. Lou! Otwórz te drzwi! A no tak przecież, go cały czas nie ma.. Zwlekłam się z łóżka, krzycząc, że zaraz otworze. Po drodze spoglądając w lustro, stwierdziłam, że wyglądam jak gówno. Włosy potargane, rozmyty makijaż.. Mniejsza z tym.. Nie patrząc kto to otworzyłam drzwi. Stał w nich, jak zawsze uśmiechnięty i pięknie ubrany Justin.
- Gotowa? - spytał i zaśmiał się gdy zobaczył jak wyglądam.
- Dzięki.. - ruszyłam w kierunku kuchni, a on zaraz za mną.
- Co jest? Czemu nie jesteś jeszcze gotowa?
- Justin? Jestem beznadziejna, prawda?
- Co?! Skąd Ci to przyszło do głowy?
- Bo.. Nie ważne.. - obróciłam się w stronę kuchni i włączyłam wodę na kawę.
- Ważne. Mów. - podszedł do mnie i złapał mnie za dłonie.
- Nie.. Jestem beznadziejna i tyle.. żaden facet mnie nie chce.
- Ja.. - przerwał - To nie prawda Carol. Kto Ci nagadał takich bzdur?
- Nie ważne.. Daj mi pół godziny i będę gotowa. - delikatnie się uśmiechnęłam i wyminęłam go udając się w kierunku mojej sypialni.


Godzinę później siedzieliśmy już w samochodzie Jus'a w drodze do mojego rodzinnego miasta. Cały czas myślałam o Eric'u i o tym, że.. znalazł sobie kogoś innego, tak szybko..
- Powiesz mi wreszcie co się stało? - Justin wyrwał minie z moich rozmyślań.
- Już mówiłam, że nic.
- Proszę Cię, nie kłam. Ktoś Ci coś zrobił? Kto? Mów! - zaczął na mnie krzyczeć, ale wiem, że się zdenerwował i nie kontrolował swojego zachowania.
- Nie! Nic mi nie jest!
- Okej.. - zamilkł.
I w ten sposób przez resztę drogi się do siebie nie odzywaliśmy.


Dojechaliśmy na miejsce. Niestety. Nienawidzę tego miejsca, wszystko jest takie drętwe, jak moja matka. Nie wiem, czemu tu przyjechałam, chyba tylko po to żeby pokazać jej, że już nie jestem zamkniętą w sobie osobą i że nareszcie sobie kogoś znalazłam. Spojrzałam na Jus'a, który cały czas był na mnie zły.
- Przepraszam, ja..
- Nie przepraszaj. Przecież nie musisz mi wszystkiego mówić - wychrypiał i wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami.
- Super. - wyszeptałam zła sama do siebie, również wychodząc z auta.

Widziałam jak wygląda przez okno i dokładnie przygląda się Justin'owi. Boże.. Ona jest straszna. razem z szatynem podeszliśmy do bagażniku, w celu wyciągnięcia bagaży.
- Możesz przestać się gniewać? - spytałam gorzko.
- Możesz przestać ukrywać wszystko co Cie gryzie?
- Przepraszam.. - powiedziałam zrezygnowanym głosem. - Wyjaśnię Ci wszystko jak będziemy sami, okej?
- Dobrze. - uśmiechnął się.
- Super, a teraz mnie pocałuj, bo moja matka patrzy. - zaśmiałam się. Jus od razu przyciągnął mnie do siebie i delikatnie musnął moje usta. Przyciągnęłam go bliżej pogłębiając pocłunek.
Razem ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych, które czekały już na nas otwarte.
- Witaj córeczko. - przywitał nas mój zawsze uśmiechnięty ojciec. Tylko przy matce był taki sztywny, ale gdy jej nie było zaraz był wesoły i uśmiechnięty. Nie wiem jak z nią wytrzymywał. Biedy tatuś.
- Cześć tato - ucałowałam jego policzek i mocno go przytuliłam. - To jest Justin, mój..
- Chłopak - przerwał mi Jus i uśmiechnął się. - Witam. Miło mi pana wreszcie poznać.
- Witaj chłopcze, Ciebie również. Proszę, mów mi Dan. - powiedział z uśmiechem wyciągając dłoń w kierunku szatyna.
- Justin - uścisnął dłoń mojego ojca.
- Proszę wchodźcie - wpuścił nas do wnętrza domu.
Nastrój domu się nie zmienił, może trochę meble, ale cały czas było tak drętwo i nie przyjemnie.
- A mnie nikt nie przedstawi! - I o to jest. Moja kochana mamusia.



~*~

Rozdział jest tragiczny/ta część przynajmniej/ . Zmieniałam go kilka razy i nie mogłam zdecydować która wersja jest najlepsza. Także rozdział jest do dupy.. Przepraszam..

Zapraszam na drugą część tego rozdziału ;)
I dziękuje za komentarze ;**

Przepraszam, że jest taki krótki. Chciałam przerwać właśnie w tym momencie.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ ;)

sobota, 5 kwietnia 2014

18. "Lubisz to co widzisz?"

Obudziłam się czując mocny uścisk w okół mojej talii, który uniemożliwił mi poruszenie się. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na Justina leżącego na mojej nagiej klatce piersiowej. Wyglądał uroczo kiedy spał. Jego klatka poruszała się w równomiernym tempie, gdy oddychał i cicho pochrapywał, Był przystojny, nawet bardzo. Czułam się przy nim bezpieczna i kochana. Potrzebna. Ufałam mu, tylko jemu.. Nie znałam go długo, ale był facetem idealnym.. Wiem, że to wszystko bardzo szybko się potoczyło, ale ja... pokochałam go.

Udało mi się ponownie zasnąć, lecz ponownie się przebudziłam tym razem czując na sobie czyiś wzrok. Nie czułam już ciasnego uścisku w okół mojej talii, więc rozluźniłam mięśnie i popatrzyłam na leżącego obok Justin'a który uważnie mi się przyglądał. Położyłam się na boku, tak jak on, twarzą do niego. Patrzyliśmy sobie w oczy uśmiechając się do siebie. Szatyn przejechał kciukiem po moim policzki aż do ust.  Cmoknęłam jego palec i przysunęłam się bliżej niego, kładąc głowę na jego torsie. Pachniał tak pięknie. Popatrzyłam na niego i musnęłam jego policzek.
- Dziękuje. - szepnęłam, a on tylko się uśmiechnął i przyciągając moją twarz, delikatnie i czule pocałował moje usta.
- Jak się czujesz? - spytał, cały czas się uśmiechając.
- Bardzo dobrze- odpowiedziałam wesoło, przyciągając bliżej pościel, by okryć swoje nagie ciało. Jus popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Znów się wstydzisz? - spytał, łapiąc za kołdrę i odsłaniając moje ciało. Zapiszczałam mi szybko zakryłam się poduszką.
- Juuuustin!- wypiszczałam.
- To moje imię - zaśmiał się szeroko uśmiechając. Położył się na plecach i puścił do mnie perskie oko.
Leżał niczym się nie przejmując. Zupełnie nagi i taki piękny.
- Lubisz to co widzisz? - zaśmiał się, a ja ze wstydu zrobiłam się cała czerwona. Justin zaczął się śmiać ze mnie, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio.
Udając obrażoną obróciłam się tyłem do niego, mocno przyciskając poduszkę do mojego ciała.  Szatyn przestał się śmiać. Nie widziałam jaki ma teraz wyraz twarzy, ale słyszałam jego ciężki oddech za moimi plecami. Poczułam jak przybliża się i przejeżdża palcami po moim biodrze. Chwilę później czuję jego ciepły oddech i delikatne pocałunki na moim karku.
- Jesteś taka piękna. - wyszeptał do mojego ucha, delikatnie je przy tym całując. Dłońmi badał moje ciało, następie delikatnie ciągnąc i kładąc na plecy. Szybko zakryłam moje ciało, znów zawstydzona.
- To nic, czego nie widziałem kochanie - złapał za moje nadgarstki, na każdym złożył czuły pocałunek. Następnie przybliżył się do mojej twarzy i pogładził policzek kciukiem. Przybliżył usta do moich i mocno, ale czule mnie pocałował. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej, by zawisł nade mnę i wplątałam palce w jego włosy. Polizał moje wargi, prosząc o więcej, ale nie pozwoliłam mu. Warknął w moje usta i łapiąc mnie za biodra, usiadł i usadził na swoich kolanach, także siedziałam na nim okrakiem. Ścisnął moje pośladki, na co jęknęłam w jego usta, dając mu wstęp. Nasze języki zaczęły walczyć o dominacje. Czułam jaka robię mokra, na skutek działań Justin'a, który zaczął pieścić moje piersi. Zszedł z pocałunkami na moją szyje i mocno się do niej przyssał. Syknęłam z delikatnego bólu, przygryzając wargę. Usłyszałam dzwonek. Telefon. Kurwa. W takim momencie? Justin spojrzał na mnie i zaśmiał się.
- To twój. - wyszeptał i cmoknął moje usta, przed zdjęciem nie ze swoich kolan. Prychnęła i wstałam sięgając z krzesła koszulkę i założyłam ją na siebie. Szybko podbiegłam do mojej torebki, z której wyciągnęłam telefon. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
- Halo?
- No co tak długo nie odbierasz dziecko! Trochę szacunku, chyba mi się należy!? - oczywiście nie mógł być to kto inny, tylko moja kochana mamusia.
- Przepraszam, byłam w łazience..
- Dobrze, dobrze. Dzwonie, by poinformować Cię, że jutro organizuje swoje przyjęcie urodzinowe i oczekuje, że się zjawisz. Wiem, że na pewno zapomniałaś, ale..
- Nie zapomniałam! Przyjadę.
- Zapewne jak co roku sama - mimo, że jej nie widziałam wiedziałam, że na pewno głupio się uśmiecha..
- Nie! Nie przyjdę sama. - zaśmiałam się i popatrzyłam na Jus'a wychodzącego z sypialni w samych bokserkach. Popatrzył na mnie dziwnie i poszedł w kierunku łazienki. - Muszę kończyć. Do zobaczenia. - Nie czekając na pożegnanie od strony matki, rozłączyłam się i głośno westchnęłam.


- Justin.. - spytałam, gdy podał mi kubek z kawą.
- Słucham?
- Jesteś jutro zajęty?
- Nie, dopiero w środę, mam..
- Tak, tak.. - nie nawidziałam jak mówił to słowo 'klienta'.. brr..
- Więc, dlaczego pytasz?
- Moja matka organizuje jutro przyjęcie urodzinowe. Swoje.
- Tak.. I gdzie w tym ja?
- Musisz, ze mną jechać, musisz mi pomóc. Wiesz, to tak jak z Twoimi rodzicami.
- Dobra. - zaśmiał się - To kiedy wyjeżdżamy?
- Jutro z samego rana, w porządku?
- Okej, teraz jedz. - uśmiechnął się i podał talerz z jedzeniem.
Wydałam z siebie okrzyk radości i rzuciłam mu się w ramiona. Mocno całując jego usta.
Gdy już się od siebie odsunęliśmy. Zjedliśmy śniadanie, cały czas wesoło rozmawiając i śmiejąc się.


Gdy doprowadziłam się do stanu, w którym mogłam wyjść na ulicę i ubraniu w ubrania z poprzedniego dnia, Justin zawiózł mnie do mieszkania.
- O której mam przyjechać? - spytał.
- Siódma?
- W porządku, będę punkt siódma - zaśmialiśmy się
- Dziękuje - odezwałam się chwile po niezręcznej ciszy. Jus uśmiechnął się .
- Do usług. - oboje głośno się zaśmialiśmy. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w kierunku wieżowca, nawet się nie oglądając. Otworzyłam drzwi do klatki i weszłam do środka, gdy poczułam uścisk na dłoni.
- Nie pożegnasz się - uśmiechnął się pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. Nic nie odpowiadając stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek. Odwróciłam się i pobiegłam w kierunku schodów. Spojrzałam przez ramię, a Justin śmiał się i kiwał głową. Śmiejąc się weszłam do mieszkania i rzuciłam się prosto na łóżko.
Posmutniałam, gdy przypomniał mi się jedna osoba. Eric.



~*~

Przepraszam, przepraszam, przepraszam..
Wróciłam. Tak oficjalnie, wróciłam. 
Przepraszam, za tą miesięczną nieobecność..

Jesteście jeszcze ze mną ? 

Jak wrażenia po rozdziale? 

KOMENTUJCIE