niedziela, 14 grudnia 2014

21. "Jedź i zostaw mnie w spokoju!"

Dochodziła czwarta rano, a my leżeliśmy i wciąż rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Carol zasnęła a ja byłem zapatrzony w nią jak w obraz. Była piękna i nie mogłem zrozumieć, czemu ktokolwiek mógł ją skrzywdzić... Przecież ją można tylko kochać, a nie... Ehh..


Obudziłem się, bo było mi zdecydowanie za gorąco mimo że bardzo chciało mi się spać. Caroline leżała na mnie i cicho pochrapywała. Gdy próbowałem ją z siebie zrzucić otworzyła oczy i sama ze mnie zeszła.
- Przepraszam - szepnęła zachrypniętym głosem.
- Nie przepraszaj, po prostu byłaś strasznie gorąca i..
- Czyli chcesz powiedzieć, że już nie jestem?
- Nie. Nie o to mi chodziło, tylko o to, że..
- Wiem, wiem, Jus spokojnie - zachichotała i cmoknęła mnie w usta, po czym przytuliła się do mnie.
Leżeliśmy jeszcze chwilę i postanowiliśmy wreszcie wstać. Caroline miała ochotę jak najszybciej wracać do domu, więc spakowaliśmy się i zeszliśmy na dół pożegnać się z rodziną Carol.


- Tato, my już wyjeżdżamy.
- Dlaczego? Zostańcie do jutra!
- Nie, Justin ma jutro prace - Carol spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Tak właśnie panie Gregory.
- No dobrze, Mam nadzieje, że niedługo znów nas odwiedzicie.
- Tak, na pewno tato. Zadzwoń do mnie jak nie będzie mamy. To z chęcią przyjadę.
- Och córeczko! Przecież możesz przyjeżdżać kiedy jestem - jak zwykle w odpowiednim momencie pojawiła się pani Gregory.
- Taa.. Pa tato, dziękuje - Carol rzuciła się ojcu na szyję i sceptycznie podeszła do matki. - Do wiedzenia matko.
- Do widzenia państwo Gregory - wymieniłem się uściskiem dłoni z ojcem Carol i ucałowałem dłoń jej matki,
- Kocham Cie Carol - krzyknął za nami ojciec dziewczyny.
- Ja Ciebie też tato.
I odjechaliśmy.
Caroline siedziała z grymasem na twarzy i w ogóle się nie odzywała. Położyłem dłoń na jej kolano aby zwrócić jej uwagę na swoją osobę. Spojrzała na mnie wyrwana z zamyśleń i uśmiechnęła się słabo.
- Co Ci tak zaprząta myśli Skarbie ? - spytałem.
- Nic takiego. Nie potrzebnie tam jechaliśmy, mogliśmy zostać w mieście, a nie wlec się taki kawał.. Tylko się wkurwiłam i nic więcej..
- Hej, spokojnie. Nie było tak źle, to był miły wieczór.
- Byłby milszy gdybyśmy zostali w domu.
- Caroline, nie przesadzaj. Rozumiem, że  nie masz dobrych kontaktów z matką, ale mogłabyś tak nie narzekać. Twój ojciec bardzo sie ucieszył, że mógł Cię zobaczyć.
W tym momencie się wkurwiłem i skończyłem swoją wypowiedz. Mocno ścisnąłem dłońmi kierownice i przyśpieszyłem.
Minęła godzina podczas której żadne z nas sie nie odezwało. Cisza.
W samochodzie rozbrzmiał dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Mogłabyś mi podać telefon - poprosiłem ją o pomoc, ponieważ leżał on na przeciwko niej, na desce rozdzielczej.
- Ależ oczywiście - odparła z grymasem w głosie i podała mi telefon.
- Halo? - odebrałem telefon. - Witam pani McQueen! .... Tak, oczywiście, nie ma problemu. ... Do zobaczenia, miłego dnia Jannet.
- Kto to?
- No kli..
- No tak zapomniałam jaką masz prace.
- To dobrze, wole jak nie rozmawiamy o mojej pracy.
I znów zapadła grobowa cisz. Jechaliśmy jeszcze około trzydziestu minut i dojechaliśmy pod mieszkanie Carol. Wysiadłem z samochodu z zamiarem otworzenia jej drzwi, ale ona mnie wyprzedziła i szybko wysiadła, mocno zatrzaskując drzwi. Kobiety.. Wyciągnąłem z bagażnika jej torbę i zamknąłem samochód.
- Nie musisz mnie odprowadzać, sama dam rade zanieś sobie torbę. - uśmiechnęła sie sztucznie.
- O co Ci teraz kurwa chodzi? Strzelasz fochy, bo co? Bo powiedziałem co myśle?
- Tak, własnie dlatego! Jedź już, przynajmniej nie będziesz musiał słuchać moich narzekań! - wykrzyczała prosto w moją twarz i wyrwała mi jej torbę z ręki. - Jedź  i zostaw mnie w spokoju!
Bez zastanowienia wsiadłem do samochodu i z impetem wyjechałem na drogę. Teraz przesadziła..


Caroline

Tylko tego brakowało, żebym pokłóciła sie z Justin'em.
Ruszyłam w stronę klatki schodowej, wygrzebałam z torebki klucze i otworzyłam drzwi do budynku. Wdrapałam się na pierwsze piętro, gdy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Wyciągnęłam go z torebki i odczytałam SMS-a od Lou. Złapał doła i leżał w łóżku. Wchodząc po schodach odpisałam mu, że już idę, gdy nagle poczułam zimną ciesz na mojej klatce piersiowej.
- Patrz jak chodzisz! - krzyknął na mnie chłopak w ciemnych okularach i poszedł dalej.
- A przepraszam to kurwa gdzie!? - krzyknęłam z nim.
Szybko weszłam na moje piętro i wybuchnęłam płaczem zaraz po wejściu do mieszkania.

6 komentarzy:

  1. och w końcu jest rozdział. świetny, tylko szkoda, że sie pokłócili. czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie jest :* MAm nadzieję że w następnym bedą się godzić :D Do następnego :) !

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam... czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń